Afganistan: Talibowie ukazują łagodne oblicze. Na jak długo?
Nie będziemy się mścić, darujemy przeciwnikom, zaprosimy kobiety do współrządzenia. To deklarowali talibowie trzy dni po zdobyciu Kabulu.
Trwa okres przejściowy. Wspierany wcześniej przez Amerykę prezydent Aszraf Ghani uciekł za granicę. A zwycięzcy nie ogłosili jeszcze powstania nowego państwa. Niewiele wiadomo, jaka będzie forma zarządzania.
Trochę o planach powiedział Enamullah Samangani, z szerokiego kierownictwa ruchu talibów. To z jego ust padła deklaracja „całkowitej amnestii”. – Dotyczy to szczególnie tych, co byli w opozycji albo popierali okupantów i dawniej, i ostatnio – cytowała agencja AP.
Brzmi to zaskakująco. Kontrastuje z pogłoskami o czarnych listach urzędników obalonych władz, które mają mieć talibowie.
Nie mniej zaskakująca jest deklaracja Samanganiego w sprawie kobiet, które wcześniej talibowie chcieli zamknąć w domach. Zapewnił, że będą mogły studiować, pracować, a nawet uczestniczyć w rządzeniu na różnych szczeblach.
Dodał, że ma być to jednak „zgodne z prawem islamskim i naszym obyczajem”, co trudno zinterpretować. Za poprzednich rządów talibów to wszystko wydawało się niezgodne.
Talibowie starają się udowodnić, że się zmienili. Zapewniają, że nie będą nikomu odbierali majątku, nie będą wkraczali do domów. A nawet informują, że aresztują tych, co wykorzystując sytuację, dokonują grabieży.
Ludzie podający się za talibów przeprowadzają konfiskaty. Bogaty biznesmen Szoaib Barak skarżył się na Twitterze, że mężczyzna, przedstawiający się jako mułła Ahmadi, nowy szef bezpieczeństwa w stolicy, odjechał jego samochodem opancerzonym.
Rzecznik talibów Suhail Szahid ogłosił w poniedziałek wieczorem, że ochronie podlegać będą placówki dyplomatyczne i siedziby organizacji humanitarnych, a także ich pracownicy, z Afgańczykami włącznie. Wcześniej wiele państw ewakuowało z Kabulu swój personel.
W Islamskim Emiracie Afganistanu, państwie talibów od 1996 r. do 2001, czyli do interwencji Amerykanów, nie było prezydenta. Był mułła Omar, przywódca religijny, wódz wiernych (amir al-muminin; ten „amir” tłumaczony jest też jako „emir”). Jak będzie wyglądał system polityczny nowego Islamskiego Emiratu – to ma się wyłonić w wyniku rozmów, które we wtorek zaczęły się w Dausze, stolicy Kataru, tradycyjnym miejscu negocjacji z udziałem talibów.
Powstać ma rząd „islamski”, co też trudno zinterpretować. Afganistan Ghaniego również miał w nazwie to określenie.
Na rozmowy do Dauhy, jak wynikało z doniesień mediów arabskich i zachodnich, zmierzali nawet prominentni politycy z anytalibańskiego obozu, w tym były prezydent Hamid Karzaj oraz Abdullah Abdullah, który nieskutecznie negocjował pokój z talibami w imieniu Ghaniego. Pojechał tam także kontrowersyjny przywódca Partii Islamu Gulbuddin Hekmatjar i inni liderzy. Inny lider partyjny Iszak Gajlani stwierdził, że ważne, aby „osiągnięcia ostatnich dwóch dekad” nie zostały zmarnowane. Potępił zbiegłego prezydenta Ghaniego i jak wielu innych porzuconych w Kabulu nazwał go zdrajcą.
Jako zaskakującą zmianę interpretowano też podejście talibów do największego – i prywatnego – medium w Kabulu: Tolo (m.in. telewizja i portale). Jak podał angielskojęzyczny portal Tolonews, talibowie w poniedziałek odwiedzili siedzibę redakcji, ale „nic niewłaściwego” wobec pracowników nie uczynili. Na dodatek we wtorek w telewizji Tolo wywiad z talibem przeprowadziła dziennikarka. Była ubrana na czarno. I w chuście, ale całą twarz pokazywała i rozmówcy, który siedział kilka metrów od niej, i widzom.